czwartek, 26 lutego 2015

U nas w psychiatryku

U nas w psychiatryku jest wspaniale i cudownie.
Mamy muzea, teatry, kina i biblioteki.
U nas znajdują się baseny, stadiony, boiska, tory.
Są też sale koncertowe, deptaki, place, urzędy, szkoły.
U nas w psychiatryku jest przepięknie.
Mamy parki pełne fabryk, mamy lasy pełne śmieci, mamy rzeki pełne piany.

Idioci od narodzenia, poprzez edukację, a potem w polityce.
Jest wspaniale w tym naszym szpitalu psychiatrycznym.
Czasem śmieją się, że trafią do czubków
Cóż za poczucie humoru, cóż za dystans do swojego położenia.
U nas w zakładzie psychiatrycznym jest tak uroczo.
Te wspaniałe pory roku, które wciąż odmieniają na nowo
Stare miejsca z widokówek, które można kupić w małym Toi-toi’u z gazetami.
Jaki ten zakład jest piękny, a jaki ogromny.
Mieści się tu tylu ludzi, a każdy inny, a wszędzie to samo.
Ciekawe tylko, że wszyscy mają wpisane w karty chorobowe egoizm.
Czasem tylko zdarzają się jakieś wyjątki chore na depresję, anoreksję czy inne.
U nas w psychiatryku jest wspaniale.
Wita nas kilka par rąk w rękawicach, potem jakieś przezroczyste pudło,
A potem tylko rozwój nieleczonych chorób.
I rzeczywiście tu wszyscy są chorzy.
Niektórzy tak bardzo, że stworzyli budowę szkatułkową.
W psychiatryku wybudowali psychiatryk.
To się nazywa pomysłowość.
Lecz nie narzekam – fajnie tu, nikt nikogo nie obchodzi,
Każdy okłamuje, że niby się leczy, niektórzy udają personel.
Śmiesznie tu, większość się uśmiecha, potem mówią coś o maskach,
Podobno grają, pewnie w teatrze lub w musicalu.

Wspaniale tu, szkoda tylko, że to wszystko realia, a nie tylko

Wytwór chorej ironii, sarkazmu i wyobraźni autora tych liter.

wtorek, 24 lutego 2015

Ludziom jest źle

Zwierzacie się, szukacie pomocy, chcecie uciec,
Myślicie o samowładztwie nad przejściem na drugą stronę,
Mówicie, że inni by nie wytrzymali gdyby Was poznali,
Wstydzicie się, chcecie zrozumienia, miłości, przytulenia,
Odchodzicie, patrzycie na tych, którzy odeszli,
Płaczecie, krzyczycie, spacerujecie, śpiewacie,
Udajecie, zakrywacie wszystko śmiechem,
Nie chcecie nikogo znać, jesteście sami,
Jesteście egoistami, jesteście opiekuńczy,
Jesteście za dobrzy, jesteście wykorzystani, wykorzystujecie.
Jesteście duszami towarzystwa, jesteście samotnikami.
Nie chcecie tego okresu rozpoczętego od klapsa, płaczu, samotności
I zakończonego płytą z kamienia wśród całej reszty kamienic.
I pragniecie trwać, biec, płodzić, wychowywać,
Zarabiać, wyjeżdżać na wakacje, narzekać na polityków,
Zachwycać się jednostkami, współczuć chorym, oceniać zbrodniarzy.
Skąd ja to znam?
Może z życia...

Zabawa w psychologa

Zmów bawię się w psychologa
Radzę, wspieram, piszę, staram się
Myślę, że jestem nie wiadomo kim,
A gdy dochodzi do rozmowy
To okazuje się, że się mylę.
Czy ludzie są tak dziwni?
Czy ja jestem tak staroświecki?
Czy wszystko się zmienia
I dawne metody i pomysły nie działają?
Chcę pomóc - okazuję się, że nie rozumiem ludzi.
Co się tak bardzo w ostatnim czasie zmieniło?

Zmiany, zmienność ludzi,
Przywiązanie, uzależnienie.
A ja wciąż bawię się w psychologa...

niedziela, 22 lutego 2015

Od dziś do emerytury

W koło mnie morze chusteczek, na którym płynie
Tratwa pudełka, herbaty, książek, ołówków, długopisów.
Ból głowy, ból oczu, ból nosa, ból wszystkiego.
Wyspa łóżka, poduszek, kołdry.
Gdzieś w oddali poszukuje ratunku.
Spoglądając przez lunetę otwieranych rzadko oczu
Dostrzegam statek witaminy C, proszków na gardło, kaszel, katar.
Wreszcie cywilizacja.
Płynę do nich wpław, ledwo łapię oddech miedzy kolejnymi wynurzeniami
Z kołdry i chusteczek.
Dopływam, pomocna dłoń syropu stara się mi pomóc.
Jednak na nic syrop, tabletki, proszki.
Odpływam, pakuję plecak, przygotowuję się na jutrzejszą wyprawę.
Jutro zamierzam dotrzeć i utrzymać się na szczycie pewnej góry nazywanej Liceum.
Mam nadzieję, że grasujące tam yeti, wilki, niedźwiedzie, rysie, tygrysy i cała reszta
Tak zwanych pedagogów oraz uczniów mnie nie pożre.
Jak dobrze pójdzie to może nawet przejdę się do węża Eskulapa, może jego recepty pomogą.
A kolejne dni to wspinaczki po paśmie gór zwanego Tygodniem.
Dwa dni w schronisku Weekend i kolejna podróż.
Najciekawiej zapowiada się majowy spływ kajakowy o wdzięcznej nazwie Matura.
Mam nadzieję, że przynajmniej przez późniejsze cztery miesiące wskoczę do biblioteki
By wyjść z niej i podążyć na pielgrzymkę studiów, kierującą mnie do aplikacji.
Potem zapowiada się łatwiej.
Takie tam życie zawodowe.
Skończę w szpitalu dla moli sztuki ze stałym dostępem do emerytury.

czwartek, 19 lutego 2015

Sztuczny podział

Poeci... Kawa, papierosy...
Czasem alkohol, wiersze, spotkania.
Odznaczenia, podróże, wydawnictwa,
Wielkie pieniądze, wielka sława, fundacje, media.
Dramatopisarze... Herbata, cygara...
Czasem narkotyki, dramaty, wyjazdy,
Uściski z wielkimi i małymi,
Deski budynków, stroje, publiczność.
Prozaicy... Maszyna do pisania...
Czasem dopalacze albo trawka.
Opisy, dialogi, skupienie.
Dziennikarze... Magnez, witaminy...
Czasem biały proszek, nos.
Jazda, spotkania, rozmowy, tragedie,
Wiadomości, reportaże, eseje.
Zwykli ludzie... Rozmowy, kłótnie...
Czasem wszelkie używki, konwersacje.
Harowanie, podróże dom - praca.
Problemy, myśli, rodzina, dom, sen.

Tylko fart, parcie na szkło, zdecydowało, że jeden dostaje Nobla,
A kto inny czeka na podwyżkę najniższej krajowej.
Pisarzem jesteś i nic powstrzymać Cię nie może.
Tylko próby, szczęście, znajomości
I za dziesięć lat dotknie Cię ręka sztuki, dotknie Cię przezwisko:
Poeta lub Dramatopisarz lub Prozaik lub Dziennikarz.

Niech się to skończy

Jak za starych, złych czasów...
Hol 3 x 30 metrów, brudne panele,
Słabe światło dolatujące z drugiego końca,
Ze środka naszego kosmosu.
Rozmowy, krzyki, błędzący szeryf w okularach
Pilnujący nas na sprawdzianach i wykładający wiedzę niezrozumiałą.
Na podłodze, oparty o ścianę z wystającymi gwoźdźmi, które rwą ubrania.
Długo nikt, ja, długo nikt, znajomi...
Wokół jacyś inni, nieznani, nowi,
Zapatrzeni w kilku calowe płaskie, plastikowe pudełka.
Niech się to skończy... Ta przerwa, to siedzenie, to nie wiadomo co.
Dzwonek, lekcja, która miała być lekarstwem na chorobę 20 minut siedzenia
Okazuje się chorobą 45 minut...
Niech się to skończy... Ta lekcja, to siedzenie, to nie wiadomo co.
Wyjście, przejście, schody, poszukiwania, klasa, krzesło, schemat.
Niech się to skończy... To coś, to siedzenie, to nie wiadomo co.
Dom, lekcje, matura, mały ekran smsów, średni ekran poczty, duży ekran wiadomości.
Niech się to skończy... To oglądanie, to siedzenie, to nie wiadomo co.
Kanapa, książka, radio, sen.
Skończyło się... Ten dzień, to wszystko, to nie wiadomo co...
Skończyło się na kilka godzin chorego snu...
Jutro znów, jak za starych, złych czasów:
Hol, światło, szeryf, ludzie, zeszyt, siedzenie, to nie wiadomo co...

niedziela, 15 lutego 2015

Stabilnie

Co tam, jak tam, jak się czujesz, co u Ciebie?
Stabilnie, nie najlepiej, nie najgorzej.
Bywało lepiej, bywało też gorzej.
Nijak...
Ta sama szybkość spadających gwiazd,
Lecących z dwóch księżyców umieszczonych na mojej twarzy.
Ta sama ilość ognia, pakowanego we mnie przez wody życia z całego świata.
Ta sama ilość dwutlenku węgla tak zabójczego przy moim duszeniu się.
Ta sama ilość znajomych, bilans: kilka poważnych rozmów, samotne myśli.
Kilka nowych wypocin, nowy wkład do długopisu, stare smuty w wersji mp3.
Tak samo jak zawsze wolny krok na spacerze i zawodzenie kilku klasyków niepowodzenia.
Stabilnie...
Podobnie do wczorajszego dnia i tak samo będzie jutro.
Te same litery układające się w jeden wyraz:
S A M O T N O Ś Ć
Wokół tylu znajomych, tyle rozmów, tyle zapewnień...
Dziękuję za pomoc...
Pacjent w stanie stabilnym.
W mózgu te same pomysły, głupoty,
W sercu te same rany,
W duszy te same filozofie,
Na ustach ten sam rys czerwonych ust ukazujący uśmiech zakrywający wszystko,
W uszach te same nuty smutku,
Na nosie okulary, niestety nie poprawiają widoku na ten burdel,
Na policzkach krople przed chwilą wytworzonego przez mój organizm napój wspomnień.
Stabilnie...
Śmierć też jest stabilna...
Ciągła kreska na monitorze, brak pulsu.
U mnie podobnie, stabilnie, bez zmian, nijak.
W oczekiwaniu na przyszłość, z planami, z marzeniami, z chęciami, z ludźmi,
Ze wspomnieniami, z teraźniejszością, z bólem, ze wszystkim i z niczym...

Anioł Stróż po pewnym czasie

Już nie jestem jej aniołem stróżem,
Prawdziwy anioł zostaje przy swojej podopiecznej pomimo wszystko.
Opuszczam ją...
Proponują bym szukał pocieszenia
Nie chcę, nie umiem.
Przez dwa miesiące żyłem nadzieją, że wreszcie znalazłem tę jedyną.
Czar prysł, bajka się skończyła...
Już nawet nie mam sił by krzyczeć, spacerować, pisać, pić, słuchać...
Jedynie po moich policzkach lecą, jedna za drugą, kolejne łzy...

sobota, 14 lutego 2015

Anioł Stróż

Rozmowy o samobójstwie, uratowane życie,
Długie nocne dyskusje, pomoc umieszczona w słowach z daleka
I chęć wysłuchania, rozmowy o Twoich byłych chłopakach i o naszych znajomych,
Pewna tęsknota, zazdrość, sympatia, troska, opieka.
Cieszyłem się gdy widziałem Twój uśmiech w jego ramionach,
Dziwiłem się lub denerwowałem przy Waszych kłótniach,
Próbowałem robić cokolwiek byście się dogadali, pogodzili,
Smuciłem się gdy z płaczem się zwierzałaś,
Wysłuchiwałem gdy się wściekałaś.
Może idealizuje siebie…
Ale to nasz układ.

Układ Anioła Stróża i mojej Podopiecznej.

Może

A może jednak spróbuję?
Może jednak to jesteś Ty,
Może to Ciebie chcę i potrzebuję,
Może to Ty jesteś tym ideałem wyczekiwanym i poszukiwanym.
Może warto spróbować?
Choćby przyjaźń, spotkania, regularne rozmowy, zwierzanie się.
Może się zauważymy i spróbujemy…
A może wyjdzie z tego kokonu znajomości motyl miłości.
I może ten motyl nie zostawi nas, nie odleci gdzieś hen daleko.
Może dotknę Twoich ust,
Może dotknę Twoich włosów,
Może usłyszę Twój głos,
Może zobaczę Twoje oczy.
Może zobaczę, dotknę, usłyszę, poczuję Ciebie.
Może myśl będzie dobra,
Może staniemy się wciąż rozkwitającym kwiatem.
I może nie rozstaniemy się po egzaminach,
Może wybierzemy to samo miasto,
A może nasz motyl będzie między nami kursował.
Może warto spróbować?
Może… wszystko to tylko i aż bujanie w myślach.
A może tak, a może siak…
Nie wiadomo jak…